Dziś przychodzę do was z recenzją pierwszego tomu serii, która przewija się wszędzie. Gdzie nie spojrzę tam widzę i słyszę ochy, achy i pełno wszelkiego rodzaju zachwytów. Cały czas ktoś o niej wspomina, wychwala, wiele osób uwielbia tę serię i prawie dosłownie krzyczy na widok kolejnego tomu nie mogąc się doczekać, aż zostanie wydany w Polsce i trafi w ich łapki. Ludzie na facebooku, instagramie, czy na blogach co chwilę o niej wspominają. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z takim zachwytem dotyczącym danej serii. Czułam się jakby otoczyły mnie nagi i dźgały swoimi długimi, kościstymi palcami, szepcząc "przeczytaj ją, przeczytaj ją". Szczerze mówiąc, bałam się. Bałam się tego, że przeczytam pierwszy tom serii i się zawiodę. Niemożliwe jest, by książka była tak popularna, tak dobrze oceniana i nie miała żadnych wad. Dlatego też przez długi czas obserwowałam "Dwór cierni i róż" w Empiku, na półkach w bibliotece i na instagramie, nie czyniąc żadnego ruchu w jego stronę. Jednak, gdy obie moje przyjaciółki zaczęły się nad nią zachwycać, nie wytrzymałam. Postanowiłam za wszelką cenę poznać historię i bohaterów, o których wszyscy mówią. I dzięki wydawnictwu Uroboros, mam zaszczyt przybyć dziś do was z recenzją tej głośniej powieści.
Jesteście ciekawi mojego zdania na jej temat? To przygotujcie się na naprawdę długą recenzję i kubek herbaty.
Główną bohaterką jest Feyra, 19-letnia łowczyni, która opiekuje się swoją rodziną, ojcem i dwiema siostrami. Jako jedyna zapewnia im pożywienie polując w lesie na różne zwierzęta. Pewnego razu podczas srogiej zimny dziewczyna zapuszcza się w pobliże muru, oddzielającego ziemie ludzi, od krainy zwanej Prythianem, zamieszkanej przez pewne magiczne stworzenia, które wieki temu panowały nad światem. Podczas polowania natyka się na olbrzymiego wilka, którego bez skrupułów zabija. Nawet nie zdaje sobie sprawy co uczyniła.
Nie mija wiele czasu a w jej drzwiach staje fae wysokiego rodu Tamlin, pod postacią złowrogiej bestii, żądając od niej zadośćuczynienia za ten haniebny czyn. Może albo zginąć w nierównej walce, albo udać się razem z mężczyzną do jego ziem w Prythianie i spędzić tam resztę swoich dni. Dziewczyna nie ma więc wyboru, musi poddać się. Z pozoru dzieli ich wiele, rasa, wiek i nienawiść, która narosła przez wieki między ich rasami. Jednak to tylko pozory. Okazuje się, że bardzo wiele ich łączy i są do siebie bardziej podobni niż może się wydawać. Jednak czy dziewczyna będzie w stanie pokonać swój strach i uprzedzenia?
I już na początku zdradzę wam, że opis nie oddaje tego, co znajdziecie w książce. Gdy go przeczytałam, to, co prawda, czułam się zachęcona ale jakoś nie wydawało mi się, aby ta książka jakoś szczególnie się dalej rozwinęła. Mam na myśli to, że opis kompletnie nie oddaje emocji jakie czujemy podczas czytania. Ale to zrozumiałe, to tylko zachęta do sięgnięcia po książkę, nie może przecież zawierać streszczenia powieści, bo po prostu odechce nam się czytać skoro wszystko już wiemy. Pisząc o tym, chcę uświadomić was, żebyście w tym przypadku nie kierowali się opisem. Jeśli się wam on nie spodoba, nie zniechęcajcie się. To co jest w środku przewyższy wasze oczekiwania.
Ale mniejsza z tym, czepiam się szczegółów.
Zacznijmy od okładki. Gdy pierwszy raz ją zobaczyłam na żywo w księgarni, to po prostu zdębiałam. Sądzę, że nikt z was nie zaprzeczy, że jest ona po prostu przepiękna! Żywa czerwień przyciąga wzrok, ciernie zaczepiają się o nasze ubranie nie pozwalając się oderwać, ale największe wrażenie zrobił na mnie rysunek, tak jak podejrzewam, przedstawiający Feyrę. Nie widzimy całej jej twarzy, ale już tylko po tym wiadomo, że dziewczyna jest przepiękna. I zdradzę wam mały sekret, ten tatuaż na jej ręce ma większe znaczenie niż może się wydawać, o czym sama dowiedziałam się pod koniec książki. Ale sami musicie odkryć o co z nim chodzi.
Prawda jest taka, że zanim dostałam książkę od wydawnictwa, zaczęłam czytać ją w ebooku, dzięki zachętom moich przyjaciółek. Niestety, obie zakochane są w Rhysandrze i przez to, że co chwilę mi go wychwalały, to zaczynając czytać nie mogłam zdzierżyć Tamlina. Nie cierpiałam go i czekałam tylko na tego "boskiego Ryśka". Przez to dotarłam tylko do połowy i odłożyłam nie potrafiąc tego wytrzymać. Jednak nie jest to wina książki, a jak wspomniałam wyżej, moich cudownych przyjaciółek.
Jednak, gdy przeczytałam książkę w całości za drugim podejściem, to okazało się, że moje dziwne odczucia co do Tamlina, miały w sobie trochę racji. I zrozumiałam to czytając ostatnie 150 stron. Ale na razie to pomińmy.
Na początku ciężko było mi się wciągnąć w historię. Była ona opisana niezwykle ciekawie i genialnym stylem, jednak jakoś nie mogłam. Pierwsze 100 stron czytałam na siłę. Jednak nie wyciągajcie pochopnych wniosków. Wina leży tylko i wyłącznie po mojej stronie, a to głównie dlatego, że czytałam je drugi raz i pamiętałam co tam się wydarzyło. I byłam ogarnięta manią Ryśkową przez moje przyjaciółki. Jednak szybko się otrząsnęłam i nim się obejrzałam nadeszła ostatnia strona. Kiedy to się stało? Nie miałam zielonego pojęcia. Tak ja na początku nie potrafiłam się wciągnąć, to jak się wciągnęłam to utknęłam wśród cierni, zaczepiły się one o moje ubranie i nie miałam nawet siły by się wyrwać z ich miłosnych objęć.
Gdy skończyłam czytać "Dwór cierni i róż", co starałam się odwlekać jak najdłużej, co niestety się nie udało, byłam zachwycona. W zachwyt wprawiła mnie jedna rzecz, której wam nie zdradzę, bo byłby to ogromny spojler. Przez całą książkę się nad tym zastanawiałam, głowiłam się jak autorka z tego wybrnie. I wybrnęła po mistrzowsku. Kompletnie się tego nie spodziewałam i dosłownie piałam z zachwytu, czując się cudownie. Przeciągnęłam się jak kot i jeszcze przez długi czas leżałam, i zachwycałam się nad tym, jak genialną fabułę wymyśliła Sarah J. Mass. Jednocześnie zdałam sobie sprawę, że nie tak łatwo będzie mi opuścić Prythian.
Z tą książką jest tak, że nawet jeśli chcesz ją odłożyć, to po prostu nie da rady. Jeszcze czego! Nie ma tak dobrze. Ostrzegam was, że jeśli po tej recenzji najdzie was ochota zapoznać się z tą historią, to radzę zaplanować sobie cały dzień wolnego i wieczorem wypić kawę. Dzieje się w niej tak dużo, że nie byłam w stanie się oderwać i gwarantuję wam, będziecie mieć tak samo. Nawet gdy oczy mi się już kleiły i myślałam sobie, że jeszcze jeden rozdział i idę spać, to czytałam jeszcze jeden i jeszcze jeden, aż w końcu zasnęłam z książką w ręku.
Gdy przeczytałam ostatnie zdanie "Dworu cierni i róż" i zamknęłam książkę, mając oczy jak pięć złotych a na ustach głupi rozmarzony uśmieszek, zrozumiałam dlaczego ludzie tak kochają Sarah J. Maas i "Dwory". Tej książki po prostu nie da się nie kochać. Już pierwszy tom powalił mnie na kolana i autentycznie, zaczynam się bać co będzie w drugim. A wielu z was, którzy czytali już drugi tom, mówiło mi, że jest on o niebo lepszy, że jest w nim jeszcze więcej intryg, uczuć, emocji, akcji. Jak dla mnie "Dwór cierni i róż" był idealny. Doskonale wyważone emocje, dawkowane w odpowiedni sposób, miłość, intryga, zagadki. Nic mu nie brakowało.
I naprawdę, chociaż głowię się i głowię, to nie mogę domyślić się co będzie w drugim tomie. Aż drżę z podekscytowania, nie mogąc doczekać się, co tym razem wymyśliła autorka. Jeśli będzie on jeszcze lepszy niż pierwszy, to w jego recenzji oficjalnie ogłoszę wam "Dwory" moją ulubioną serią.
Mogłabym skończyć już tę recenzję. Ale nie, chcę coś jeszcze dodać w kwestii bohaterów.
Tak jak wspominałam, nie lubiłam na początku Tamlina. Irytował mnie, wkurzał, jak zwał, tak zwał. Jednak im dalej posuwała się historia, tym większe uczucia zaczynałam do niego żywić. Dosłownie błagałam Feyrę by go zauważyła, by zobaczyła co on do niej czuje. Byłabym skłonna powiedzieć, że go pokochałam. Jednak nie. Jego postawa w ostatnich 200 stronach bardzo mnie rozczarowała. Przyglądał się jak jego ukochana cierpi i nie zrobił nic by jej pomóc. Dosłownie nic! Tak strasznie mnie to irytowało, miałam ochotę uderzyć go w twarz, w jakiś sposób ocucić, sprawić że coś zrobi. Rozumiałam dlaczego tak postępuje, ale nie potrafiłam tego zaakceptować. I dlatego moje uczucia w kwestii tego bohatera są neutralne. I dlatego z otwartym sercem przyjęłam Rhysanda i czekałam na rozwój wydarzeń.
Co do Feyry, to powiem tylko tyle. Autorka wykreowała ją perfekcyjnie. Nie była jakąś tam przestraszoną lalunią, ale nie zrobiła też nie z niej zatwardziałej wojowniczki. Pokochałam tę dziewczynę za jej niezwykłą wrażliwość na świat i barwy, które ją otaczały. To sprawiło, że była jak żywa, że była autentyczna. I to mi się niesamowicie w niej podobało. Nie dosyć, że walczyła o swoje, to jeszcze dbała o innych. I nie była w żaden sposób irytująca, jak to się często zdarza w książkach o podobnej tematyce.
Mogłabym mówić i pisać o tej książce godzinami, ale wiem że w końcu by się wam znudziło czytanie tego mojego ględzenia. Więc, na koniec pragnę tylko dodać kilka słów.
"Dwór cierni i róż" to książka, równie brutalna jak soczysta i romantyczna. Wspaniale napisana, przesycona miłością, krwią, bólem i barwami. Jest nie tylko niezwykle wciągająca, ale też cudownie urzekająca. I jest obowiązkową pozycją dla fanów fantasy. A już w październiku do polskich księgarni trafi 3 tom "A court of wings and ruin", czyli w wolnym tłumaczeniu "Dwór skrzydeł i ruin".
Polecam ją wam z całego serca! Jestem pewna, że się w niej zakochacie, tak samo jak ja się zakochałam.
Także, nie pozostaje mi już nic więcej, jak przeczytać 2 tom i czekać na 3, a wam życzyć wspaniałego dnia,
Marlena Marszałek
Obszerna ale ciekawa recenzja, dobrze się czyta! Widziałam już skrajne opinie, ale skoro twierdzisz, że aż tak wciąga, to chętnie po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam
ver-reads.blogspot.com
Tak, uwierz mi, że naprawdę wciąga. Sama nie mogę w to do tej pory uwierzyć ;) Autorka wymyśliła wiele ciekawych zwrotów akcji, które nie pozwalają się oderwać :D
UsuńRównież pozdrawiam! :)
Tę książkę da się nie kochać, zdecydowanie. Ma masę problemów logicznych, pod względem warsztatu też wypada nijak. Jako młodzieżówka - sprawdza się, ale tylko jako taka.
OdpowiedzUsuńOkładka zaś nie podoba się ani mi, ani nikomu z mojej gromadki znajomych, z którymi jestem obecnie na wyjeździe i przy których ją czytałam. Chcesz ładnej książki? :D Jak będziesz w Empiku zerknij na "Diunę" Herberta wydaną przez Rebis, albo inną pozycję z ich "złotej", albo "srebrnej" serii. U mnie na DM też zdjęcia tej pozycji znajdziesz :D
Z chęcią zerknę :) Wiadomo, są gusta i guściki. Każdy ma inny gust ^^
UsuńCiekawa recenzja. Lubię, gdy piszesz Marleno o tym, czego w książce zabrakło. Dłuższa recenzja przybliża klimat książki. Proszę więcej takich ;) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCzyli kolejna książka, której opis nie oddaje treści :) Ciągle przewija mi się ta seria, muszę ją przeczytać, bo uwielbiam fantastykę. Pozdrawiam i zapraszam do mnie bcholic13.blogspot.com
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się ta seria. Nawiązanie do baśni i ten cudowny klimat - rewelacja! O dziwo, książki z tej serii bywają "niegrzeczne", a tego całkowicie się nie spodziewałam.. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Iza
Niech książki będą z Tobą!
Bardzo ciekawa recenzja. Wszędzie ta seria mi się przewija i chyba w końcu muszę po nią sięgnąć ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam: http://zaakreconazaaczytana.blogspot.com/?m=1 ^^
Lubię takie długie, merytoryczne recenzje :) To już kolejna, która wychwala tę książkę pod niebiosa. Myślę, że w najbliższym czasie sama sprawdzę, na czym polega jej fenomen.
OdpowiedzUsuńCiekawe, że podoba Ci się okładka. Mnie właśnie ta grafika odrzucila ;) Wolałabym chyba, żeby twórca pozostał przy napisie, cierniach i czerwieni, ta osoba z boku zaburza mi proporcje okładki i zwyczajnie mi się nie podoba. No ale ważniejsze jest to, co znajdę w środku. Przekonam się za jakiś czas :)
Pozdrawiam
Ewelina z "Gry w Bibliotece"
A ja uwielbiam się rozpisywać :D Hahaha ^^
UsuńJa kocham tą serię i nie mogę się doczekać na trzeci tom! Historia została przedstawiona w piękny sposób! Podoba mi się Twoja recenzja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Tori Czyta
Cieszę się, że ci się podoba <3
UsuńMi się podobała lecz nie zachwyciła. Ale podobno druga powala na kolana, więc już się nie mogę doczekać kiedy ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Kurczę, a myślałam, że to ja rozpisuje się o książkach. Pobiłaś mnie :) Tak jak już kilka osób przede mną wspominało, tak i mnie się nie bardzo ta okładka podoba. Samej książki nie czytałam i średnio mnie do niej ciągnie. Niby bym przeczytała żeby sprawdzić, o co ten szum, bo tak jak Ty uważam że niemożliwym jest, żeby wychwalana pod niebiosa książka nie miała wad. Tylko jakoś śpieszy mi się do tego :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Kirima z Misie czytanie podoba
Och, uwielbiam się rozpisywać xD Czasami jak się wciągnę to po prostu nie mogę przestać i siłą muszę się odrywać by nie napisać książki o książce xD
UsuńJestem zachwycona. Dwór cierni i róż skradł moje serce na zawsze, przepadłam. Myślałam, że Szklany Tron pani Sarah J. Maas jest jej najlepszą serią, ale po lekturze ACOTARu definitywnie i bezwarunkowo zmieniłam zdanie. Mogłabym siedzieć i w kółko poznawać tę historię od nowa. Drugi tom już całkowicie mnie zniszczył, teraz tylko czekać na kolejny zostało.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam oraz obserwuję,
mariadoeseverything.blogspot.com
Długa, ale świetna recenzja ❤ Właśnie kupiłem tę książkę i dzięki Twojej opinii szybciej po nią sięgnę ❤
OdpowiedzUsuńZostaje na dłużej ❤❤
miedzykropkami.blogspot.com
Bardzo się cieszę, daj znać jak się podobało! <3
UsuńWidzę, że masz ten sam "problem" co ja. Albo w ogóle nie umiem pisać o książkach, które bardzo mi się podobały, bo wychodzę z założenia, że nic nie odda mojego zachwytu, albo rozpisuję się i piszę peany, mając nadzieję, że przekonam cały świat, że to genialna, wspaniała i jedyna w swoim rodzaju powieść.
OdpowiedzUsuńCzytałam Dwór cierni i róż w zeszłym miesiącu i było to jedno z większych czytelniczych zaskoczeń. Co prawda nie jestem aż tak zachwycona i podchodziłam do tej książki nieufnie, przez długi czas krążyłam, dźgałam kijem przysłowiowe mrowisko, aż w końcu uznałam, że dam jej szansę, mimo że Szklany tron był żenujący, a Maas uskuteczniała fanfickową pisaninę. Jedyne, co wiedziałam o Dworze na pewno to to, że jest to nowoczesna baśń o Pięknej i Bestii. W związku z tym byłam bardzo zaskoczona, że styl Maas stał się bardziej spójny, podobnie jak pomysł i jego realizacja. Co prawda Feyra miała kilka dziwnych zagrywek i chwilami zachowywała się tak irracjonalnie, że miałam ochotę zatrzasnąć książkę (co byłoby trudne, skoro czytałam ebooka) i skończyć czytanie, ale i tak była dużo lepszą postacią niż Celaena (czy jakkolwiek ona miała na imię).
Tamlina w ostatnich 200 stronach bym się nie czepiała. Autorka uznała za stosowne pokazać "wnętrze" Rhysa, przez co można było go zrozumieć i polubić (chociaż zachowywał się jak skończony gnojek, no trzeba to przyznać), ale zupełnie pominęła Tama.
Ja tam i tak najbardziej lubiłam Luciena :D
Pozdrawiam
Wiedźma
Kolejna recenzja, kolejny zachwyt. Mam wrażenie, że jestem jedyną osobą, która nie widzi całej tej magii w książkach Maas. Przeczytałam "Szklany tron", przeczytałam "Dwór cierni i róż" i te książki są słabe w porównaniu do tego, co miałam okazję czytać. Serio, nie rozumiem zachwytów. Feyra była irytująca. Tamlin to groźny misiek z pazurkami. Jedyne postaci, które choć trochę intrygują, to Lucien i Rhys (ale nie widzę w nim niczego "boskiego"). No i okładka... Przyznaję, ma piękne kolory, ale sama grafika do najpiękniejszych nie należy. Dla ciekawskich, moja recenzja "Dworu" tu: link.
OdpowiedzUsuńPolująca dziewczyna... Niecodzienna sytuacja. Ale fantastyczne książki to nie moja bajka.
OdpowiedzUsuńPolująca dziewczyna... Niecodzienna sytuacja, ale do mnie tego typu fantastyczne książki nie przemawiają
OdpowiedzUsuńTy widzisz wszędzie ochy i achy, a ja której recenzji bym nie przeczytała, to natrafiam na całkiem spore spojlery i mój entuzjazm nieco opadł. Twoja recenzja jest jednak zachęcająca, choć nie powiedziałabym, że okładka jest piękna (ale to chyba kwestia gustu, prawda? :))
OdpowiedzUsuńSzczerze powiem, że sama jestem tym zaskoczona ze pomimo iż nie lubię fantastyki to zachęciłaś mnie bardzo do przeczytania tej ksiazi. Długa i obszerną recenzja. Autorki nie znam więc może z ciekawości po nia sięgnę
OdpowiedzUsuńCzuje się zaintrygowana. Koniecznie muszę wpisać tą książkę na moją czytelnicza listę.
OdpowiedzUsuńWidząc tak długą recenzje, bałam się ogromnej ilości spoilerów. A Ty mnie pozytywnie zaskoczyłaś! <3 Też początkowo lubiłam Tamlina, ale "im dalej w las" tym niestety coraz bardziej mnie irytował. Czekam na Twoją recenzje "Dworu mgieł i furii". Zastanawiam się jak opiszesz Rhysanda :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Czuję się taka głupia... Tyle słyszę o tej serii, ale nigdy nie miałam jej w dłoni. Po twojej opinii pora to zmienić!
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz, co prawda bardzo duuużo, ale przebrnęłam przez cały wpis z czystym sumieniem i chęcią czytania.:))
Buziaki, A!❤