9.5.16

26. "Remedium" Suzanne Young

Ból po utracie ukochanej osoby może zniszczyć. Najpierw jest tęsknota, niedowierzanie, człowiek na siłę wmawia sobie, że jego dziecko, matka, siostra żyje. Ma się wrażenie, że za chwilę wyjdzie zza rogu, uśmiechnie się i powie, że wszystko będzie dobrze. Chcesz znów usłyszeć jej głos, znów ujrzeć znajomą twarz...

Ale to niemożliwe. 

I wtedy nadchodzi gniew, przerażenie, smutek. Żal jest tak ogromny, że zaczynasz wariować. Nikt nie jest zdolny, aby wytrzymywać coś takiego. Może się to skończyć czymś strasznym, zniszczyć całe życie. Całe rodziny. 

Quinlan McKee jest sobowtórem. Jest 17-letnią dziewczyną, która posiada niezwykły dar – od najmłodszych lat pomaga rodzinom, które straciły dziecko. Lubi to uczucie, gdy jest kochana, choć doskonale zdaje sobie sprawę, że miłość, którą darzą ją jej chwilowi rodzice, jest kierowana nie do niej, ale do osoby, którą jest w tej chwili. Niesie ze sobą ulgę. Pomaga rodzinie zmarłego nastolatka przetrwać żałobę, na nowo otworzyć się na życie. Jak to robi? Staje się nią. Dzieckiem, które stracili. Ubiera się jak ono, nosi takie same fryzury, a także po obejrzeniu filmów i zdjęć z denatem przybiera jego zachowanie. Nie jest to dla niej żaden problem, jest najlepsza w wydziale żałoby, mimo swojego krótkiego życia rozwiązała już wiele spraw i uratowała wiele rodzin zrozpaczonych po stracie dziecka. 

Jednak mimo dobrych stron jej praca ma też pewien minus. A nawet kilka. 

Przez mnogość zleceń, które wykonała, często nie potrafi rozpoznać, kim tak naprawdę jest. Pamięta wspomnienia, które nie są jej. Myli własną przeszłość z losami tych, których role odgrywała. A jedyne, czego pragnie, to być sobą i być kochaną. Bycie sobowtórem nie jest łatwe. Grozi jej szaleństwo. A warunek ma tylko jeden: nie wolno jej angażować się emocjonalnie. Bo to może ją zniszczyć.

Sobowtór musi przejawiać empatię i zrozumienie w stosunku do swoich klientów. Musi zawsze zachowywać się profesjonalnie, zwłaszcza gdy jest w trakcie realizacji zlecenia (…) Celem jest wykorzystanie wspomnień klienta do zamknięcia pętli żałoby. Chodzi o umożliwienie klientowi pogodzenia się z nową sytuacją życiową. Sobowtór pomaga klientom odnaleźć swoje miejsce w nowym świecie, w którym zabrakło zmarłej bliskiej osoby, i zachować przy tym kruchą równowagę między wyparciem a akceptacją. Sobowtór wspiera klientów, zachowując się w sposób nieoceniający i uważny

Jednak Quinn jest zwykłym człowiekiem. Nie potrafi się odciąć od cierpienia innych, choćby bardzo chciała. Nie potrafi być tak nieczuła wobec osób, które przez tych kilka dni, gdy u nich jest, obdarzają ją większą miłością niż ta, jakiej doświadczyła ze strony własnego ojca. 

Doskonale wie, że jest to zabronione. Jednak gdy dostaje kolejne, bardzo poważne zlecenie, już od początku okazuje się, że nie będzie to takie proste, jak się jej wydawało. Teraz jest Cataliną Barnes, ładną blondynką, która umarła w niewiadomy sposób. Między Quinn a chłopakiem Cataliny zaczyna się rodzić więź. 

Quinn odkrywa, że odgrywana przez nią dziewczyna miała pewne tajemnice. Ale najdziwniejsze jest to, że nie przekazano jej informacji, w jaki sposób zginęła dziewczyna. To dopiero początek trudności. Rozpoczyna śledztwo, które ma okryć tajemnice. Gdy Quinlan poznaje prawdę o śmierci Cataliny, komplikacji przybywa. 

Śmierć ta mogła nastąpić w wyniku epidemii… 

Remedium to wspaniały prolog, dodatek będący wstępem do Plagi Samobójców. Mamy tutaj nie tylko ukazane początki epidemii, ale także niezwykle ciekawą historię dziewczyny, która zagubiła siebie, wcielając się w obce osoby i z takimi osobami przebywając. Jest to niezwykle mądra dziewczyna, niezwykle uczuciowa, pragnąca pomóc rodzinom pogrążonym w żałobie. 

Ale zacznijmy od początku. 

Cała opowieść jest naprawdę intrygująca, czyta się ją szybko, z ogromną ciekawością, co nastąpi za chwilę. Jeśli jeszcze nie czytaliście serii Program, to radzę wam zacząć od tej części. Ja żałuję, że nie przeczytałam jej jako pierwszej. Jest ona ciekawym wstępem do pierwszego tomu serii, po części wprowadza nas w całą historię, przy okazji ukazując, jak funkcjonował świat na początku epidemii. Poznajemy sobowtórów, osoby, które poświęcają swoje prywatne życie, aby uratować rodziny pogrążone w żałobie. Co prawda mają z tego duże wynagrodzenie, ale praca ta jest dla nich ogromnym zagrożeniem. Mogą stracić siebie, mogą oszaleć. Nie jest to warte nawet wszystkich pieniędzy świata. 

Zamknęłam oczy i w ciszy zaczęłam rozmyślać o swojej przyszłości. Jeszcze tylko sześć miesięcy udawania kogoś, kim nie jestem, i będę mogła nareszcie zacząć żyć swoim życiem. Ale czy wtedy ktokolwiek zechce ze mną być? Czy ktoś pokocha mnie – prawdziwą mnie, czy będę zasługiwać na czyjeś uczucie tylko wtedy, gdy stanę się kimś innym, niż jestem?

Jednak najgorsze jest to, jak odbiera ich społeczeństwo. Ludzie nie potrafią zrozumieć, jak można przejmować czyjeś życie. Nie potrafią zrozumieć, że terapia przeprowadzana przez nich naprawdę pomaga. Ludzie brzydzą się tym, wyzywają osoby wcielające się w innych od najgorszych, myślą, że zależy im tylko na kasie i tak naprawdę nie są prawdziwymi ludźmi. 

Bardzo trudno było mi podczas czytania obserwować tę nienawiść. Poznałam Quinlan, jej myśli, pragnienia, obawy i dziwiłam się, jak ludzie mogą tak reagować. Tak, to jest dziwne, ale sobowtóry nie robią nic złego. Ich zadaniem jest pomoc, nie przejęcie czyjegoś życia. 

Mimo że książka jest napisana prostym, ciekawym językiem, na początku jakoś nie mogłam się do niej przekonać. Czytałam jakby na siłę, zasłaniając palcami numery stron. Cały czas coś mnie od niej odrywało, myślami cały czas wracałam do Sloane z pierwszej części serii i jej historii. Nie pasowało mi to, że opowieść przedstawiona przez Suzanne tak bardzo różni się od tej, którą już znałam. Równie dobrze mogłaby to być w ogóle oddzielna książka. 

Jednak gdzieś po 150 stronach, gdy fabuła zaczęła się rozwijać, zrozumiałam, jak duży błąd popełniłam, twierdząc, że ten tom nie jest potrzebny w żadnym stopniu w serii. Choć początek był lekko nużący, a bohaterka wydawała mi się mdła (zapewne dlatego, że nigdy tak naprawdę nie jest sobą), czytałam dalej. Odkrywałam każdą emocję, każdą tajemnicę, obserwowałam, jak rozwija się sytuacja. 

I tak, nim się obejrzałam, została mi ostatnia strona. Bolesne rozstanie się z Quinlan i Deaconem, a nawet nieżyjącą przecież Cataliną. Ta prosta opowieść przepełniona bólem skradła moje serce, mimo że na początku nie wydawało się, aby kiedykolwiek tak się stało. 

I jestem pewna, że wasze także skradnie. Bohaterowie są wyraziści, stworzeni w taki sposób, aby na długo zostali w pamięci. A sama historia, niebędąca, szczerze mówiąc, niczym niezwykle odkrywczym i wyjątkowym, ma w sobie pewien urok. 

Jednak sami musicie się przekonać, jaka jest ta książka. Jestem pewna, że fani serii na pewno po nią sięgną. A tym, którzy o Programie słyszą pierwszy raz, polecam, aby nie zastanawiali się długo, tylko zapoznali się z tą historią, bo naprawdę warto. 

Nie jest to powieść o prostej tematyce, jest przepełniona bólem i cierpieniem, jednak w tym bólu jest także niezwykłe piękno. Mam nadzieję, że odważycie się wgłębić w świat, w którym panuje epidemia samobójców. 

I koniecznie zacznijcie swoją przygodę od Remedium.

Pozdrawiam i życzę przepysznych lektur, Marlena Marszałek

1 komentarz:

  1. Miałam zacząć czytać Plagę Samobójców, bo bardzo, bardzo interesuję mnie jak autorka poradziła sobie z tematem, który nie jest łatwy, myślę, że chyba sięgnę tak jak piszesz najpierw po Remedium, przez Twoją recenzję narobiłam sobie jeszcze większego smaka na tę serię.
    LeonZabookowiec.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.