Jakie byłoby nasze życie gdybyśmy nie czuli? Gdyby w naszych sercach nigdy nie zrodziła się przyjaźń, miłość, gdybyśmy nie czuli strachu, radości, zwątpienia ani całego szeregu innych uczuć? Nie zachwiałaby nami niepewność, nie wzruszyłoby nas piękno otaczającego nas świata, a całe spectrum barw dookoła, nie wniosłoby do naszego serca ani odrobiny radości i nadziei.
Bardzo ciężko mi jest to sobie wyobrazić. Nic nie czuć, być pustą maszyną, która w podejmowaniu decyzji kieruje się nie sercem, a tylko i wyłącznie rozumem. Nie mogłabym wtedy nazwać siebie człowiekiem. Bo właśnie to jest nasza natura! Wahanie, rozmyślanie, zakochiwanie się! Czy życie w którym nie byłoby uczuć, miałoby jakikolwiek sens?
Co innego gdybyśmy się tacy urodzili, ale jeśli zmuszono by nas do przyjęcia „leku”, który ma nas ich pozbawić? Złudne przekonanie, że brak uczuć uczyni nas doskonalszymi, wkrótce zniszczyłoby nasz świat. I nas samych także.
W 2300r. na krańcach kosmosu ludzie zauważyli dziwne anomalie, wszechświat rozpadał się. Czarna dziura była swego rodzaju przejściem do równoległych wszechświatów, które tak jak nasz, także się rozszerzały. Doszli do wniosku, że gdy dwie czarne dziury powiększając się zetkną się ze sobą, to zaczną się nawzajem pochłaniać, a przetrwa ta, który jest większa. Przestrzeń w której dochodziło do tego zjawiska nazwano Septium. Ludzie w strachu, że mogą zostać unicestwieni zaczęli tworzyć maszynę, która proces zniszczenia świata równoległego przyśpieszy, ratując nasz świat.
Wielu ludzi zostało separatystami, którzy rozpoczęli walkę o prawa Septium i innych dzieci kosmosu. Dlatego rząd i organy ścigania, zostali zmuszeni do wprowadzenia na rynek leku o nazwie SIQ. Chemiczne substancje w nim zawarte usuwały emocje, które mogłyby zakłócić sprawiedliwy osąd. Ale nikt nawet nie podejrzewał, że z pozoru uzasadnione zażywanie go, pozbawi ludzi człowieczeństwa.
Gdy w 2660 roku wykryto po drugiej stronie Septium, pewną cywilizację, która dysponowała podobną do naszej bronią, pozbawiony wszelkich emocji i sumienia rząd, bez skrupułów wydał rozkaz zniszczenia wrogiej rasy. Tak też rozpoczął się wyścig zbrojeń, którego imię brzmiało M.E.S.J.A.S.Z.
Głównymi bohaterami opowieści są Lily i w późniejszej części Tom. Można by jeszcze za takowego bohatera uznać Roberta, przyszłego premiera w rządzie, jednak sądzę że nie jest on na tyle ważny w fabule. W tym osądzie mogę się mylić i pewnie inni by się ze mną nie zgodzili.
Zostaje nam przedstawiony świat, który w zaciekłej walce o przetrwanie, całkowicie zagubił sens istnienia. Pozbawiony emocji rząd zdaje sobie sprawę, że potrzebują kogoś, kto oceni ich wybory, na podstawie sumienia, emocji, uczuć. Dlatego też powstała Lily. Jest kimś bardzo ważnym, ale jak później się okaże, nie tak bardzo, jak się na początku wydawało. I tutaj wszystko zaczyna się komplikować.
Czy uda się uratować ludzkość?
Prawidłowym pytaniem jest: Czy ludzie zasługują na to by przetrwać?
Gdy zaczęłam czytać ten ponad 200-stronicowy debiut nie spodziewałam się, jak rozwinie się historia. Przeczuwałam, że będzie ciekawa, ale jej zakończenie dosłownie zwaliło mnie z nóg, opuściłam Septium oszołomiona i opętana pytaniami. Co by było, gdyby nasz świat taki się stał? Jak to jest nic nie czuć? A co jeśli my też się do tego zbliżamy?
Książkę czytał się niezwykle lekko. Wciągnęła mnie tak bardzo, że czytałam w autobusie, stojąc pod sklepem, a nawet na poczcie czekając na swoją kolejkę. Może nie jest to lektura wybitna, ale trzeba przyznać, że ma w sobie to coś. Coś, co przyciąga i nie pozwala się oderwać aż do ostatniej strony. Wydaje mi się, że wielu z was może przeszkadzać to, że autor ledwo musnął tak dobrze zapowiadającą się historię. Ja sama miałam wrażenie, jakoby pisana ona była w pośpiechu, jednak zdałam sobie sprawę, że kwestie jakie porusza musiały zostać dokładnie przemyślane, co raczej prędkie jej stworzenie uniemożliwia.
Wiele osób które ją przeczytało, twierdzi że jest za mało emocjonalna. I tu się zgadzam i nie zgadzam jednocześnie. Tak, prawdą jest że jest ona twarda, a głębszych uczuć jest w niej tyle co jak kot napłakał. Jednak patrząc na to z drugiej strony, pomyślcie - jaka ma być, skoro podmiot liryczny, narrator to osoba pozbawiona emocji? Cała historia opiera się właśnie na tym, że ludzie się ich pozbawili! Dlatego też w pełni to rozumiem i w żadnym stopniu nie przeszkadzało mi to w zagłębieniu się w opowieść. Choć przyznam, na początku byłam zdumiona, ale zdałam sobie sprawę, że jeśli byłaby ona bardzo emocjonalna, to miałabym wrażenie że coś mi nie pasuje. A tak jest idealnie.
Rozumiem tych, którym to przeszkadza. Ale właśnie to sprawia, że książka ta jest wyjątkowa!
„Twórcy” do dobry debiut. Mogło być lepiej, to prawda. Natknęłam się na kilka błędów logicznych, a brak zagłębienia się w naturę bohaterów dawał mi się we znaki. Moim zdaniem Rupert Grinn, zamiast jednego krótkiego opowiadania, spokojnie mógłby stworzyć kilkutomowe, bardziej ożywione, sprawiające wrażenie opisu prawdziwych zdarzeń dzieło. I w pierwszych chwilach, po zakończeniu książki, miałam za złe autorowi, że tak się nie stało. Jednak puenta, zawarta w tej krótkiej powieści, rozciągnięta na kilka książek nie byłaby tak poruszająca i prawdziwa. A tak dostaliśmy samą esencję, bez zbędnego przedłużania i rozciągania.
I choć „Twórcy” nie są debiutem wspaniałym, to widzę w Rupercie ogromny potencjał i z ogromną chęcią zapoznam się z jego kolejnymi dziełami i przekażę wam swoje wrażenia po lekturze. Trzeba przyznać, że jak na 18-nastolatka, wymyślił bardzo dobrą historię, która wielu może się spodobać! Bardzo się cieszę, gdy widzę książki stworzone przez swoich rówieśników, od razu w moim sercu budzi się nadzieja, że jednak młodzi też potrafią!
Kochani, jeśli szukacie krótkiej, ale niezwykłej i ciekawie opisanej historii, to serdecznie zapraszam was do zapoznania się z „Twórcami”. A jak po nią sięgniecie, to na końcu tej kosmicznej opowieści, czeka was drugiej opowiadanie, które jeszcze lepiej pokaże wam jak wielki potencjał kryje się w tym młodym człowieku! Na temat drugiego opowiadania nic nie napiszę, sami się przekonajcie, co to takiego! Niech to będzie taka nasza słodka tajemnica.
Jednak mogę was zapewnić, że jeśli spodobają się wam „Twórcy”, to ono także przypadnie wam do gustu.
Mam nadzieję, że dacie tej książce szansę, uwierzcie mi, że mimo kilku wad i błędów, przekaz jaki niesie jest wart poznania. A jeśli już ją czytaliście, to czekam na wasze opinie!
Za możliwość przeczytania książki, bardzo dziękuje autorowi Rupertowi Grinnowi!
Życzę przepysznej lektury, Marlena Marszałek
Dziękuję bardzo za opinię! :D Genialna jak wszystkie na tej stronie ;)!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Rupert :D
Jako wielki nienawistnik wszystkiego co ma jakiś związek z fantasy i SF na tę książkę nawet bym nie spojrzał. Po Twoim wpisie poczułem się zaciekawiony i muszę przyznać, że chętnie sięgnąłbym po tę pozycję gdyby nadarzyła się okazja.
OdpowiedzUsuńhttp://kackiller.blogspot.com