17.4.18

79. "Do zobaczenia w kosmosie" Jack Cheng


Ziemia jest okrągła, ale to nie znaczy, że każda podróż ma swój kres.

Bohaterem książki jest 11-letni Alex, dumny właściciel Carla Sagana – najmądrzejszego szczeniaka na świecie. Ojciec Alexa od dawna nie żyje, starszy brat mieszka daleko, a matka ma zazwyczaj „ciche dni” i sama wymaga opieki. Alex interesuje się astronomią – na swoim „złotym iPodzie” nagrywa subiektywną, żywiołową relację z życia na Ziemi, którą pewnego dnia planuje wysłać w kosmos, najlepiej w samodzielnie skonstruowanej rakiecie. Alex wyjeżdża na festiwal skupiający podobnych mu miłośników rakiet i astronomii. Ponosi wprawdzie nie jedną porażkę, ale poznaje za to ludzi, z którymi rusza w dalsza drogę, w poszukiwaniu śladów własnego ojca i nie tylko…

Jestem pewna, że nie jedno z was marzyło kiedyś o podróży w kosmos. W szczególności gdy byliśmy młodsi. Wtedy nie ograniczaliśmy się, marzyliśmy do woli, nie ważne jak niemożliwe do zrealizowania były nasze marzenia, to nie zniechęcało nas to. To było wspaniałe, mogliśmy być kimkolwiek tylko chcemy, marzyć o wszystkim i nikt nas nie sforował na nasze chodzenie z głową w chmurach. Później dorośliśmy i przestaliśmy wierzyć, przestaliśmy marzyć, a jeżeli tylko lekko się unieśliśmy do gwiazd, to zaraz zostawaliśmy brutalnie sprowadzani na ziemię. To przykre, że w naszym życiu nie ma już miejsca na tę odrobinę magii, a przecież wyobraźnia nie została nam dana ot tak, bez żadnej przyczyny, prawda? 

Wyobraźnia, marzenia, nadzieja, siła do spełnienia tych nierealnych snów, to wszystko jest naszą osnową. Szkoda, że zapominamy, że wątek, bez osnowy nie może stać się tkaniną. I dlatego się rozpadamy, przestajemy wierzyć w siebie, bo ktoś stara się na siłę przekonać nas, że nasze pragnienia nie mają sensu. Poddajemy się po pierwszej porażce i nie próbujemy ruszyć dalej. Tracimy kolory, stajemy się szarzy i ponurzy, gdy świat dookoła nas kwitnie tysiącem barw. A wystarczy spojrzeć na dziecko. I okazuje się, że dzieci mają nad nami ogromną przewagę. Mają coś, co dorośli już dawno zgubili. Są jak białe płótno, które zapełnia się kolorami nie ważne, że nie zawsze ich dobór jest doskonały. 

Sama nie do końca zdawałam sobie z tego wszystkiego sprawę. Myślałam sobie, ale przecież nie straciłam tego, wciąż jestem jak dziecko, wciąż wierzę w siebie, chodzę z głową w chmurach, oddaję się marzeniom. I dopiero, gdy sięgnęłam po "Do zobaczenia w kosmosie" Jacka Chenga, zrozumiałam jak bardzo się myliłam. Byłam niesamowicie zaskoczona, jak wiele wartości przekazuje nam ta opowieść. Historia, która na początku zapowiada się na kolejną młodzieżówkę, odkrywa swoje kolejne atuty i porusza w czytelniku struny w sercu, o których dawno zapomniał. Można się zastanawiać nad nią godzinami, co sama zresztą zrobiłam. Refleksje, które mnie dopadły gdy przeczytałam ostatnią stronę, długo nie chciały mnie opuścić. Leżałam wtedy na łóżku, gapiąc się w biały sufit, a oczami wyobraźni widziałam gwiazdy. 

"Świadomość jest lepsza od ignorancji. Lepiej jest coś wiedzieć i w najgorszym razie próbować pogodzić się z nieprzyjemną prawdą."

Nie mogło mi się to pomieścić w głowie. To, jak wiele główny bohater zrobił, byle spełnić swoje największe marzenie. Niektórzy mogliby go wyśmiać, jednak on się tym nie przejmował. Zrobił pierwszy krok, nie bał się walczyć o swoje pragnienie, nawet mimo przeciwności losu, które rzucały mu pod nogi kłody większe, niż taki młody chłopak był w stanie przekroczyć. Odnalazł przyjaciół, którzy gotowi byli zrobić dla niego wszystko, pokochali go za tę niesamowitą inteligencję, wrażliwość, mądrość kryjącą się w tym ledwo 11-letnim chłopcu. Nie raz mnie zadziwił i zastanawiałam się, skąd w nim ta siła? Wydaje mi się, że dzieci chyba po prostu tak mają i dzięki temu, są naszym największym skarbem, który za wszelką cenę musimy chronić. 

Mimo, że na lubimy czytać, książka ta zaklasyfikowana jest do gatunku literatury dziecięcej, to nie do końca jest to prawda. Może i bohater ma 11 lat, ale jest niezwykle dojrzały jak na swój wiek i nie jeden raz potrafi zaskoczyć. Przypisanie tej książki do tego gatunku, moi zdaniem jest krzywdzące, bo zmniejsza się przez to grono odbiorców. I dlatego, chcę wam powiedzieć, byście się tym nie kierowali, nie ważne czy macie 8, 12, 20, 30, czy 70 lat, jestem pewna, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Stron nie ma dużo, co jest plusem i jednocześnie historia zawiera w sobie niejedno przesłanie. Jest to idealna lektura na jeden wieczór, czyta się szybko, nie sposób się oderwać. Jest coś magicznego w sposobie narracji, nie potrafię tego do końca wytłumaczyć, ale śledzenie tej opowieści, z punktu widzenia głównego bohatera, Alexa, jest hipnotyzujące, niesamowite. Zdumiewające jest to, jak dobrze autor wczuł się w rolę 11-letniego geniusza, który za wszelką cenę chce sięgnąć gwiazd. Kompletnie się tego nie spodziewałam i jestem pod ogromnym wrażeniem. 


"Większość ludzi rezygnuje ze swoich marzeń. Docierają do pierwszej, choćby małej przeszkody i się poddają. Potem starają się niszczyć tych, którzy próbują powtarzać to, co im się nie udało."

Nie zabraknie zwrotów akcji, nieoczekiwanych zdarzeń, mnóstwa emocji, które przeszyją serce na wskroś, a także łez, w momencie gdy wszystko się zawali. Ja sama czytałam w środku nocy, podczas maratonu czytelniczego, z zapartym tchem, nie potrafiąc się oderwać. To przepiękna opowieść, która zasługuje na to, by poznało ją jak najwięcej osób. Mamy tutaj nie tylko wątek walki o marzenia, ale także choroby psychicznej, niesamowitej przyjaźni między chłopcem a psem, a także powstawania i walki o swoje, mimo osiągniętej porażki. Życie Alexa nie jest proste a wszystko zamiast się rozwiązać i dobrze zakończyć, tylko się komplikuje. Nie zdradzę wam wszystkiego, ale te ledwie 284 strony są przepełnione magią, czyta się tę opowieść z uśmiechem na twarzy i mętlikiem w głowie, po jej zakończeniu. Ta książka jest po prostu niesamowita i można ją interpretować na wiele sposobów, zależy to od czytelnika. Jest to prawdziwa, przepełniona wrażliwością i wiarą opowieść o dążeniu do spełnienia swoich marzeń. I nie tylko, ale o tym musicie się już sami przekonać. 


Mogłabym o niej pisać godzinami i coś czuję, że nie zabrakło by mi słów. Jednak, pozwólcie, że tak was pozostawię. Sami zdecydujcie czy chcecie przeczytać "Do zobaczenia w kosmosie". Dajcie jej szansę, a na długo zajmie miejsce w waszym serduchu. Rozgrzeje je i na nowo zapali iskierkę nadziei i wiary. Ja ze swojej strony bardzo polecam! 

Pozdrawiam i życzę miłego dnia! 
Marlena Marszałek




1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawa recenzja :) Czasami warto zastanowić się nad swoimi marzeniami i próbować je zrealizować bez względu na wiek i na to jak bardzo te marzenia są nierealne :)

    Zapraszam na wielokropekblog.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.