8.3.18

76. "Szpilki za milion" Izabela Szylko - miało być fajnie, wyszło jak zwykle

Myślałam, że książka ta będzie miłym zaskoczeniem i będę się bawić przy niej bardzo dobrze. Zapowiadana jako naprawdę świetna komedia kryminalna, zdobyła dosyć dobre opinie, okazała się jednak być całkowitym przeciwieństwem tego, czego się po niej spodziewałam. A jako, że chcę być z szczera, to nie zostawię na niej suchej nitki, bo po prostu nie zasługuje ona na waszą uwagę. I niejedna osoba, która ją przeczytała, może to potwierdzić. 

Naprawdę nie lubię pisać takich opinii. Zawsze staram się być obiektywna i tutaj również postaram się taka być, jednak to naprawdę nie jest proste, w szczególności gdy emocje targają umysłem i przesłaniają grubą watą próby racjonalnego i konstruktywnego myślenia. Nie będę owijać w bawełnę, powiem wam już teraz, że ta książka, to jakaś porażka.

Uczciwy złodziej, perfidna celebrytka i oszukany kochanek – to musi być mieszanka wybuchowa!  Jacek Sparowski tego samego dnia traci pracę, dziewczynę i dach nad głową. Kiedy wynajmuje pokój u ciotki przyjaciela i zostaje zatrudniony w nowej firmie, wydaje się, że pech wreszcie przestanie go prześladować. Ale prawdziwe kłopoty dopiero się zaczynają. Lola Marini – polująca na bogatego męża celebrytka, prywatnie była żona Sparowskiego, która kiedyś perfidnie go wykorzystała – planuje szalony przekręt mający jej przynieść fortunę. Na dodatek zabójczo atrakcyjna i wyrachowana Lola chce wrobić w tę aferę przyjaciela Jacka.  

Jacek postanawia więc go ratować, a przy okazji wyrównać rachunki ze swoją byłą żoną. Zaczyna się walka z czasem, mnożą się niespodzianki, a zagadek do rozwiązania wciąż przybywa. Jak przechytrzyć oszustkę, kiedy największym przeciwnikiem jest własna uczciwość? W tym niełatwym zadaniu pomaga bohaterowi jego gospodyni – emerytowana policjantka, dla której przejście na ciemną stronę mocy również staje się życiowym wyzwaniem.  Dość szybko okazuje się, że w tym wyrafinowanym przekręcie bierze udział ktoś jeszcze, a główną rolę w komedii pomyłek odgrywają… drogocenne szpilki.

Całość zaczęła się dosyć ciekawie, mamy tutaj bardzo mocno wyróżniające się postaci, które popadają ze skrajności w skrajność, dzięki temu naprawdę bardzo łatwo jest na ich rozróżnić i zdobywają naszą sympatię, bądź wbrew przeciwnie. Każdy z nich ma tutaj swoje miejsce i nie wydają się być wrzuceni od tak, jako wypełniacz. Więc co do stworzonych przez Izabelę Szylko postaci, naprawdę nic nie mam. Ich nazwiska są bardzo, hmmm, wyjątkowe, w szczególności imię i nazwisko głównego bohatera, które od razu skojarzyło mi się z pewnym piratem, granym przez Johnny'ego Deppa. Jacek Sparowski - Jack Sparrow. No niestety, Jacek nie jest tak interesującym bohaterem jak nasz ukochany pirat. Niby coś tam się stara zrobić, ale jest strasznie nieporadny w swoich czynach, irytuje, a jedynie jego opowieści o wcześniejszym życiu naprawdę mnie zainteresowały. 

Co do reszty bohaterów, to uważam że zostali troszkę lepiej wykreowani niż Jacek, mają również więcej charakteru, np. Lola Marini, czy Józefina Żbik, którą niesamowicie polubiłam, bo miała w sobie to coś, była bardzo intrygującą i tajemniczą osobą. 

Jednak, co do fabuły i akcji (której tutaj nie ma, naprawdę), to jestem bardzo zawiedziona. Te 350 stron było dla mnie mordęgą. Naprawdę oczekiwałam więcej akcji, czegoś co podniesie mi ciśnienie i sprawi, że nie będę mogła się oderwać. No niestety, pomysł był dobry, a runął jak domek z kart, przez tragiczne wykonanie. Od początku do końca wieje nudą, a oczy same się zamykają, nie mogąc tego znieść. Jak dla mnie za dużo opisów, za mało akcji. Cała historia naprawdę miała potencjał, ale nie udało się. Może jeszcze nie dojrzałam do tego typu powieści. Jednak z drugiej strony, tutaj naprawdę nie ma do czego dojrzewać. Język jest prosty, nieskomplikowany jak sama fabuła, czyta się lekko i pokuszę się o określenie, przyjemnie, ale brakło tutaj jakieś ikry, iskry która wywołałaby jakiekolwiek emocje w czytelniku. 

Uwierzcie mi, że jestem naprawę zawiedziona, bo zanim przeczytałam tę książkę, widziałam kilka naprawdę pozytywnych i pochlebnych opinii i naprawdę chciałabym polecić tę książkę. Czego po prostu nie mogę zrobić, bo to strata czasu, w którym moglibyście przeczytać coś lepszego. Miało być genialnie, śmiesznie i wciągająco, miałam się śmiać, uśmiechać, książka miała mi poprawić humor, po "Present perfect", które złamało moje serducho. A czytając ją czułam tylko smutek, zażenowanie i pustkę. Sięgnęłam po nią bardzo chętnie, miałam duże oczekiwania i zawiodłam się. Uwierzcie mi, że moje wymagania jeśli chodzi o humor, nie są jakieś ogromne. Bardzo często śmieję się z głupot, a jednocześnie te nawet najbardziej wysublimowane żarty są dla mnie czymś co lubię. I do tego uwielbiam czarny humor. Uwielbiam komedie i kryminały. To miało być połączenie perfekcyjne. 

Nie uśmiechnęłam się ani razu. Nie mówię już nawet o śmianiu się. Naprawdę, ani razu. Na początku myślałam, że to ze mną jest coś nie tak, ale jak spytałam koleżanki, czy też tak miała, to potwierdziła, że tak. Ta książka w nas obu nie wzbudziła żadnych pozytywnych emocji, chyba że zalicza się do tego ulga, że już się skończyła. Wiem, jadę po tej książce niemiłosiernie, ale to po prostu są moje odczucia wobec niej. Broń Boże, nie zabraniam wam sięgnąć po nią, macie przecież wolną wolę, ale ostrzegam was, że grono osób, którym przypadnie ona do gustu, raczej nie jest zbyt szerokie. 

No co ja mogę jeszcze o niej powiedzieć? Jakieś zalety? Ciekawi bohaterowie, których raczej nie spotkacie w innych książkach (w sensie wyjątkowi), co prawda na instagramie pisałam, że są płaskie i nijakie, jednak po zastanowieniu się, trochę zmieniłam zdanie, i puenta, która była dla mnie zaskoczeniem i ociepliła moje myślenie o tej książce, podnosząc jednocześnie jej ocenę z 5/10 na 6/10. Do tego wydanie jest prześliczne i bardzo mi się podoba, chociaż nie jestem fanką różowego, to jeśli chodzi o tę oprawę, to naprawdę cieszy oko!

Ta książka jest dla mnie naprawdę twardym orzechem do zgryzienia. Miało być świetnie, a wyszło jak wyszło. Całość jest nudna, bezsensowna, absurd goni absurd, jedynie puenta ją uratowała i wyżej wspomniane postacie. Kompletnie nie potrafiłam się w nią wkręcić, była ona dla mnie bardzo monotonna, bez polotu, nijaka. Jednak, czytałam o wiele gorsze książki niż ta, dlatego nie oceniam jej tak surowo. Miało być lekko, jest lekko. Jako mało wymagające czytadło sprawdza się dobrze, ale nie można od niej oczekiwać zbyt wiele. A decyzja czy przeczytać, czy nie, sądzę że zależy od was. Każdy ma inny gust i może akurat się wam ona spodoba. Mi niestety do gustu nie przypadła i raczej szybko o niej zapomnę.

Pozdrawiam was serdecznie i życzę miłego dnia
Marlena Marszałek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.