"Włóczenie się nocą po Wolnym Mieście Rades nigdy nie było bezpieczne, nie kiedy w mroku czaiły się paranormalne istoty. Gdy coś zaczyna bezlitośnie wybijać zmiennokształtnych, którzy do tej pory uważali się za nietykalnych, zaczyna się wyścig z czasem.
Kim lub czym jest morderca? Groźny władca zmiennokształtnych, tajemnicza kobieta, sympatyczny Rosjanin, zakręcony naukowiec i medium połączą siły, by rozwiązać tę zagadkę.
Zegar tyka." tom 1
"Gdy nad Wolnym Miastem Rades pojawia się księżyc w pełni, ulice pustoszeją. Ani zwykli, ani paranormalni mieszkańcy nie mogą czuć się bezpieczni. Tajemnicza bestia przez kilka dni w miesiącu poluje na ludzi, a brutalny morderca wybija kolejnych paranormalnych, nie zważając na fazy księżyca. David, władca zmiennokształtnych, musi ustalić, czy obie sprawy jakoś się ze sobą łączą, zabić bestię i złapać mordercę. Wszystko przed kolejną pełnią.
Żeby wygrać wyścig z czasem, będzie zmuszony poprosić o pomoc nie tylko nierozgarniętego naukowca i medium, lecz także kobietę, która powinna być martwa." tom 2
Na początku jej nie lubiłam, Miriam w sensie. Ale im dalej szłam, im bardziej ją poznawałam, tym bardziej ludzka i namacalna się stawała. W pierwszym tomie, przez pierwszą jego połowę straszliwie mnie irytowała, bo nie potrafiłam jej zrozumieć, nie potrafiłam zrozumieć jej zachowania, jej myśli, była dla mnie bardzo odstręczająca. Ale, cholera, im bardziej zgłębiałam się w perypetie Radesu, zmiennokształtnych, tajemniczego Rosjanina Iwana, Davida, Vivien, Bena i reszty, tym bardziej wsiąkałam w tę, sądzę że mogę tak to określić, niesamowitą opowieść, tym bardziej zaczęłam lubić Miriam. A gdy pod koniec pierwszego tomu, stało się co się stało, o jeny, byłam w takim szoku, że głowa mała, oczywiście jak to ja, usta jak złota rybka i wpatrywałam się w książkę z szeroko otwartymi oczami. Co, ale że jak? Nie to nie mogło się stać!
Jest to jedna z wielu zalet twórczości Igi Wiśniewskiej. Jest ona mistrzynią jeśli chodzi o zakończenia. Jakby chciała powiedzieć czytelnikowi "I co? Zatkało kakało?" (błąd jest celowy). I co jak co, jeśli tak miało być, to gratulacje, udało się. Nie mogło tam być lepszego zakończenia, naprawdę. Było ono tak perfekcyjnie perfekcyjne, że już bardziej perfekcyjne już nie mogło być. Ale oczywiście, nie jest to jedyna zaleta, ale nie zdradzę wam każdej z nich, sami się musicie przekonać! Jednak, nie obyło się też bez wad, jednak z perspektywy czasu nie nazwałabym ich w ten sposób. Na początku, trudno było mi się przyzwyczaić do sposobu prowadzenia narracji. Mam na myśli, że narratorów jest bardzo wielu i nie są to tylko główni bohaterowie, ale też czasami osoby postronne, które występują dosłownie na jeden rozdział. Raziło mnie to i wybijało z fabuły, ale tylko przez jakieś 100 stron pierwszego tomu. Potem się przyzwyczaiłam i wprost cieszyłam się, że możemy poznać myśli prawie każdego ważniejszego bohatera na temat jednego wydarzenia. To bardzo ułatwiało zrozumienie niektórych zachowań, których bez tego byśmy nie zrozumieli. I dzięki temu łatwiej można polubić innych bohaterów.
Kolejną zaletą jest to, że styl Igi jest naprawdę prosty i wciągający. Choć początki mogą być trudne, to jak już się wciągniecie, to amen w pacierzu, nie oderwiecie się tak łatwo. Czyta się szybko, przyjemnie, momentami aż drży się z niepokoju i niecierpliwości. Odkrywanie tajemnic razem z naszymi bohaterami jest naprawdę ekscytujące! I same tajemnice, morderstwa z którymi przyjdzie nam się spotkać, dzięki mitologii są jeszcze lepsze, bogatsze, bardziej soczyste. Jeśli są wśród was miłośnicy mitologii, to śmiało możecie sięgnąć po "Przeklętą" i "Przebudzoną", będziecie zachwyceni, mimo że nie od początku jest jasno powiedziane, że jest tutaj taki wątek. Możecie mi podziękować, wiecie to dzięki mnie, haha.
Do tego jeszcze umiejętnie wpleciony wątek miłosny, a raczej wątki. Nie ma ich za dużo, dzięki czemu nie przyćmiewają głównego wątku, co mnie bardzo cieszy. Jednak nie ma ich też za mało, dodają pewnego dreszczyku, są kropką nad i! I oczywiście sprawiają, że całość jest jeszcze bardziej realistyczna, jeszcze bardziej prawdziwa. I to mi się podoba!
Oczywiście, nie ukrywam, że jak skończyłam "Przeklęta", to prawie że rzuciłam się na "Przebudzoną". Zakończenie pierwszego tomu bardzo podniosło moją ocenę na jego temat. Podobał mi się on, a jakże, ale nie było w nim nic szczególnie specjalnego, oprócz boskiego zakończenia. Co nie oznacza, że był nudny i kompletnie beznadziejny! Czytało mi się go naprawdę niesamowicie przyjemnie, jednak czegoś mi tutaj zabrakło. Za to drugi tom, toż to był miód na moje serce! Wątki z pierwszego tomu rozwinęły się, całość była doskonale zgrana, doskonale opisana, jeszcze więcej akcji, na której rozwinięcie nie musiałam długo czekać. To było coś wyśmienitego, widać ogromny postęp jeśli chodzi o styl pisania. W "Przeklętej" było dobrze, w "Przebudzonej" jest bardzo dobrze, jeśli trzeci tom będzie jeszcze lepszy, to chyba się będę rozpływać w jego recenzji. Iga stworzyła coś nowego, coś niesamowitego. Jak przeczytacie, to zrozumiecie. Pośród całej tej otaczającej nas fantastyki, pełnej schematów i podobieństw, to właśnie jej udało się wyjść przed wszystkie te książki i pokazać, że można stworzyć coś innego, a jednocześnie tak dobrego!
Jeśli o mnie chodzi, jestem po prostu zachwycona! Nie zabrakło tutaj niczego, mamy wszystko, co sprawia, że czytelnik na długo nie zapomni o tych książkach i będzie je miło wspominał jeszcze długi czas. Jeśli jesteście odważni i szukacie czegoś innego, czegoś co ma w sobie to coś, to dobrze trafiłeś. Mogłabym gadać i gadać, ale najważniejsze kwestie już omówiłam. Niezwykle przyjemne, wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Takie właśnie są te książki. Oj, już nie mogę się doczekać powrotu do "przygód" (nie wiem czy mogę tak to nazwać) Miriam i spółki. I nie mogę się doczekać rozwinięcia wątku miłosnego między Miriam a pewnym zmiennokształtnym. Totalnie wsiąkłam w ten świat i kompletnie nie mam ochoty go opuszczać.
I kto by przypuszczał, że tak surowo oceniłam te książki nie początku. Głupia ja, no po prostu głupia. Cieszę się, że w końcu je przeczytałam i żałuję, że tyle to trwało. Nie żałuję żadnej chwili spędzonej przy tych książkach. I cieszę się, że książki Igi, wbiły mi w końcu do głowy, że polskie, nie oznacza gorsze. Zapamiętajcie to sobie, ja postaram się już o tym nie zapomnieć.
Żałuję tylko, że było ich tak mało.
Pozdrawiam serdecznie, ściskam i całuję w szczególności Igę, której przysporzyłam pewnie nie jeden raz bólu głowy, wybacz kochana <3
Marlena Marszałek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz