Oj, ale sobie poodpoczywałam, tyle czasu nie było żadnego posta! Ale hej! Naprawimy to ;) Jak zapewne wiecie, powtarzałam klasę, a jeśli nie wiedzieliście, to już wiecie. Miałam ogromny problem z matematyką, nie przeszłam i wiecie co? Wyszło mi to na dobre! Bo w tym roku zdobyłam o wiele lepsze oceny, do samego końca roku szkolnego walczyłam o jak najlepsze oceny i hej, udało się. A gdy w końcu otrzymałam świadectwo, to prawie się popłakałam ze szczęścia. Ale w gruncie rzeczy, to jest główny powód mojej nieobecności. Teraz jednak mam wakacje, więc postaram się by blog ożył i mam nadzieję, że to was ucieszy.
Dziś, mam dla was recenzję "Fałszywego pocałunku" Mary E. Pearson, o którym na pewno chociaż raz usłyszeliście, swojego czasu było o niej bardzo głośno, nie tylko o samej treści, ale także o "okropnej" polskiej okładce. Jest w tym trochę prawdy, oryginalna okładka jest naprawdę niesamowita, ale polska, choć na pierwszy rzut oka, może wydawać się brzydka, to moim zdaniem ma coś takiego w sobie, co przyciągało mój wzrok. A gdy ją przeczytałam, to moje początkowa niechęć do grafiki zniknęła błyskawicznie. Jeżeli słyszeliście, że ta powieść jest genialna, to możecie zaufać tym słowom. Dajcie się ponieść tej niezwykłej historii, w której nie wiemy, kto jest kim a serce pęka nie raz, nie dwa. Ja dosyć długo zwlekałam z lekturą, słuchałam szeptów, obejrzałam kilka recenzji, aż w końcu stwierdziłam, koniec, chcę to w końcu przeczytać.
I zakochałam się praktycznie od pierwszej strony.
Księżniczka Lia jest pierwszą córką domu Morrighan, królestwa przesiąkniętego tradycją, poczuciem obowiązku i opowieściami o minionym świecie. W dniu swojego ślubu ucieka, uchylając się od obowiązków - pragnie wyjść za mąż z miłości, a nie w celu zapewnienia sojuszu politycznego. Ścigana przez licznych łowców, znajduje schronienie w odległej wsi, gdzie rozpoczyna nowe życie. Gdy do wioski przybywa dwóch przystojnych nieznajomych, w Lii rozbudza się nadzieja. Nie wie, że jeden z nich jest odtrąconym księciem, a drugi to zabójca, który ma za zadanie ją zamordować. Wszędzie czai się podstęp. Lia jest bliska odkrycia niebezpiecznych tajemnic - i jednocześnie odkrywa, że się zakochuje.
I wiecie co? Autorka po raz kolejny mnie zaskoczyła, śmiejąc mi się praktycznie prosto w twarz i wodząc mnie za nos. Napisała to tak dobrze, że jestem pewna, że nawet jeśli się domyślicie, który z nich jest zabójcą, a który księciem, to i tak będziecie w błędzie. Gdy ja odkryłam, że moje wnioski były błędne i było wręcz odwrotnie, to przez dłuższą chwilę siedziałam z otwartą buzią i ogromną konsternacją na twarzy. I pokochałam ten sposób prowadzenia historii.
To naprawdę bardzo mocno wyróżnia tę powieść spośród innych. To jest coś, czego nie spotkacie w innych książkach, jestem tego całkowicie pewna! Zabieg jaki zastosowała autorka jest czymś świeżym, zaskakującym i co najważniejsze, doskonale i perfekcyjnie dopracowanym, dzięki czemu nie pogubimy się w fabule, a każdą stronę będziemy pochłaniać z mocno bijącym sercem. Czasami miałam nawet tak, że po rozdziale z perspektywy Rafe, miałam ogromną chęć pominąć rozdziały innych bohaterów, by poznać ciąg dalszy tego, co działo się z moim Rafciem. Często były one przerywane w takich momentach, że dosłownie musiałam zmuszać się, by naprawdę nie zerknąć co jest dalej.
I to, doskonale świadczy o tym, że każdy z bohaterów, jest wyjątkowy i nie sposób nie pokochać tej historii opowiadanej z ich perspektywy. Więc oto mamy i kolejną zaletę! Bohaterów, o których szybko i łatwo nie zapomnimy, którzy zapadną nam w pamięć, nie tylko dzięki temu sprytnemu zabiegowi zastosowanemu przez Mary E. Pearson!
Podczas czytania miałam wrażenie, że autorka wszystko doskonale do siebie dopasowała. Nie znalazłam w tej książce nic, co byłoby jakąś większą wadą, co naprawdę mnie zdziwiło, bo rzadko zdarza się powieść bez wad. Jednak, jednocześnie nie chcę ich szukać na siłę, bo wada, to pojęcie względne. Dla mnie, dana rzecz, dane wydarzenie, czy np. sposób pisania, może być wadą, a ktoś z was, będzie uznawał to za wielką zaletę. Jednak, jeśli już miałabym podzielić swoją opinię, na wady i zalety, to naprawdę byłoby mi bardzo trudno. Ta historia bardzo mocno zapadła mi w pamięć i pozostawiła po sobie jedynie dobre wrażenia. Pokochałam bohaterów (jednego później znienawidziłam, ale mniejsza z tym), pokochałam przyjaciółkę Lii, pokochałam ten świat, opisy miejsc, dynamikę akcji, tajemnice, no dosłownie wszystko!
A wady? Czasami, ale bardzo rzadko, historia trochę się wlekła, ale później zrozumiałam dlaczego, mimo wszystko odrobinę mnie to irytowało. Oprócz tego, naprawdę nie mam do czego się przyczepić.
Ja ze swojej strony, bardzo mocno ją wam polecam, na pewno nie będziecie zawiedzeni!
Pozdrawiam cieplutko, Marlena Marszałek
Bardzo mnie kusi ta książka już od jakiegoś czasu - tematyka raczej nie w moich klimatach, ale właśnie bardzo chciałabym przeczytać ze względu na konstrukcję. Twoja recenzja sprawiła, że ksiązka skoczyła nieco wyżej na liście "do przeczytania" - mam nadzieję, że też się nie rozczaruję :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ewelina z Gry w Bibliotece
Z matematyką i ja zawsze miałam ogromny problem, ale lepiej będzie dla wszystkich, jeśli nie powiem jak sobie z tym prowadziłam :D
OdpowiedzUsuńCo do książki, to raczej nie jest dla mnie, więc na chwilę obecną chyba poszukuje :)
Books Holic