Menu

3.8.17

53. "Odległość między tobą a mną" Jeniffer E. Smith



Wyobraź sobie taką sytuację. W ostatniej chwili wbiegasz do windy, dosłownie umierasz z gorąca, bo w twoim mieście nastała fala ogromnych upałów. Ledwo winda rusza w górę, nagle zostaje wyłączony prąd, a ty zdajesz sobie sprawę, że tkwisz zamknięta na ogromnej wysokości, z chłopakiem z którym nigdy nie rozmawiałaś. Dookoła panuje przerażająca ciemności, ledwo widzisz swoje dłonie wyciągnięte przed twarz a do twoich uszu dobiega jedynie głośna muzyka płynąca z wetkniętych w uszy słuchawek, siedzącego w przeciwnym rogu metalowej pułapki, nieznajomego. Robi się w niej coraz bardziej duszno, nikt nie rusza wam na pomoc i musicie czekać. Czas wydaje się być wiecznością. Zaczynasz z nim rozmawiać i między wami nawiązuje się jakaś dziwna więź. I nagle czas przyśpiesza. A gdy zostajecie uwolnieni, po prostu nie potraficie się rozstać. 

Ja w takim przypadku byłaby przerażona i nawet słowem bym się nie odezwała. Ale ja to ja. Całkowicie inaczej jest w przypadku Lucy. 

Lucy i Owena dzieli przepaść. Mieszkają w jednym budynku, ale dzieli ich nie tylko piętro. Owen mieszka w suterenie, Lucy na 23 piętrze. Dzielą ich problemy, dzieli ich całkowicie różne życie. Jednak w tę jedną noc, gdy w całym Nowym Jorku wyłączono prąd, a oni oboje utykają w windzie, nagle ich nici się splatają. Do tej chwili niepozorna plątanina włókien tworzących ich życie, plątanina wątku i osnowy, miesza się ze sobą. Czekając na ratunek, zaczynają ze sobą rozmawiać. I dopóki nie zostają uratowani i nie ruszają w swoje strony, nie zdają sobie sprawy, że ich serca przez tę krótką chwilę splotły się ze sobą. Zostaje w nich ślad. 

Ale życie nie jest proste. Świat rzuca ich Edynburga i San Francisco, do Pragi i do Portland, ale nie potrafią o sobie zapomnieć. Mimo, że starają się żyć dalej, to po prostu nie potrafią. Swoją pierwszą miłość powierzają wędrującym po świecie kartkom pocztowym. Cierpią, choć nie potrafią się do tego przyznać. I zdają sobie sprawę z tego, że czasami nie miejsce, a człowiek sprawia, że zarzucamy gdzieś kotwicę i budujemy dom. 


Czy krótka rozmowa może pozostawić ślad na duszy? Wryć się w nią tak mocno, że nie potrafimy myśleć o niczym i nikim innym? Może. Czego przykładem jest właśnie historia Owena i Lucy, opisana w przepiękny sposób i choć delikatnie surrealistyczna, to mimo wszystko prawdziwa. 

Czytając tę książkę, zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy. Nie ważne ile kilometrów nas dzieli, jeśli jesteśmy ze sobą blisko, kontaktujemy się ze sobą, to odległość nie ma znaczenia. Bo tak naprawdę liczy się ona w emocjach nie kilometrach. Gdy zobaczyłam z tyłu książki ten napis, to nie wierzyłam. Ale gdy przeczytałam książkę, to zrozumiałam. Dystans, który dzielił głównych bohaterów polegał właśnie na emocjach, bo gdy byli w jednym mieście, w jednym budynku, to na początku było wspaniale. I choć ten początek trwał tylko jedną noc, to znaczył dla nich bardzo wiele. Ale wystarczyło, że wzeszło słońce i każde wróciło do swojego życia, niekiedy pełnego bólu i cierpienia. Odsuwali się od siebie. I nie ważne było to, że mieszkali w tym samym miejscu. Ich serca dzieliły miliony, jeśli nie miliardy kilometrów. Za to, gdy życie rozproszyło ich po świecie, jakimś dziwnym trafem byli bliżej siebie niż dalej. 

W prawdziwym życiu bardzo często jest tak samo. Niby jesteśmy blisko siebie, ale jednak daleko. I nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, a nawet jeśli już to widzimy, to staramy się to ignorować. Nie rozmawiamy, nie tłumaczymy sobie wielu rzeczy. Mamy nadzieję, że druga osoba się domyśli o co nam chodzi. Ale świat tak nie działa. My tak nie działamy.

-A swoją drogą, co tam jest na górze?
-Niebo.
-Masz klucze do nieba? - zapytała.

Książkę czytałam z ogromną przyjemnością. Jest lekka, delikatna, niezwykle subtelna. Nie miałam problemu z zagłębieniem się w fabułę, co ostatnio bardzo często mi się zdarza. Jako, że ma ona zaledwie 303 strony, to przeczytałam ją w jeden dzień z przerwami na odpoczynek. Niestety, pogoda nas nie oszczędza i termometr u mnie wskazywał 35 stopni jeśli nie więcej. I jedynie to odciągało mnie od książki, bo momentami naprawdę nie dawałam rady. Sama historia bardzo mi się podobała, nie była nużąca, dosłownie przepłynęłam przez strony i jak skończyłam, to miałam na twarzy wielki uśmiech. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo potrzebowałam czegoś takiego. 


Mimo, że fabuła nie jest jakaś wybuchowa, mam tutaj na myśli to, że nie ma jakiś ogromnych zwrotów akcji, to napisana jest po prostu przepięknie. Zwykle w książkach nie lubię długich opisów miejsca, lub uczuć bohatera (a czasami naprawdę autorzy się przeraźliwie rozpisują), to w tym przypadku, opisy miejsc były ważnym fundamentem w historii i budowały ją. Niesamowicie mi się podobał sposób, w jaki zostały opisane miasta. Delikatnie tajemniczy, zgrabny, dopasowany wręcz idealnie. W sumie, to właśnie one najbardziej mi się w książce spodobały. Czytałam je z ogromną przyjemnością i marzyłam by się tam w tamtej chwili znaleźć. W szczególności opis Paryża bardzo mnie zabolał. W tamtym roku byłam we Francji, ale nie miałam możliwości zwiedzić jego stolicy. I dlatego poczułam dziwną nostalgię, gdy czytałam jego opis. 

Oderwanie się od "Odległości" było naprawdę dla mnie trudne. Mimo, że bohaterzy nie mieli łatwo w życiu, to jakimś dziwnym trafem, strasznie chciałam się znaleźć w ich skórze. Dlaczego? A bo ja wiem. Bohaterowie nie są sztuczni, co niestety w tego typu historiach zdarza się dosyć często. Historia jest opisana z dwóch perspektyw, Lucy i Owena. Ja jednak bardziej lubiłam tę ze strony dziewczyny. Nie dosyć, że była ona książkoholiczką, za co od razu dostała u mnie duży plus, to mimo tego, że niczego jej w życiu nie brakowało, to nie była płytka i zapatrzona w siebie. Za to Owen, hmm, polubiłam go, ale w jakiś dziwny sposób mnie irytował. Miał dziwna aparycję, był jakoś dziwnie staroświecki, nie wiem czy tak to można nazwać. No po prostu był dziwny. Ale z drugiej strony rozumiem to, stracił bliską osobę, ukochany dom, dawne życie.

Mimo tego, że książka jest napisana lekko, to nie jest ona płytka. Nie jest to pierwsza lepsza historia miłosna (mimo, że taka się może zdawać) i zawiera ona w sobie więcej głębi, niż świadczy o tym opis. Czyta się ją lekko, nie obciąża umysłu, ale delikatnie obciąża serce. Zmusza do refleksji na temat miłości. Bardzo mi się ona podobała i mimo paru wad, mogę ją wam z czystym sercem polecić. Jeśli szukacie czegoś idealnego na wakacje, czegoś co przeczytacie w jeden dzień, to jak najbardziej zachęcam. A jeśli lubicie takie historie, to nawet się nie zastanawiajcie, bo naprawdę warto poświęcić trochę swojego czasu tej książce. Może nie poruszy was aż do cna, ale na pewno będzie przyjemną lekturą, z którą spędzicie dobre chwile. 

Jak najbardziej polecam wam "Odległość między tobą a mną". To piękna i niezwykle prawdziwa opowieść o pierwszej miłości i o odległości, która dzieli i która łączy. 

Pozdrawiam cieplutko i życzę wspaniałego dnia, 
Marlena Marszałek

12 komentarzy:

  1. Wciągająca recenzja na tyle, że może zapakuję ją do walizki na wakacje?!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ się rozpisałaś! Uwielbiam takie recenzje. Nie byłam przekonana co do tej książki, ale ostatecznie przekonałaś mnie, ze jednak muszę po nią sięgnąć. Gdzie ja pomieszczę te wszystkie powieści?! Muszę jeszcze wspomnieć, że kocham książki, które mimo tego, że są lekkie, mają również przesłanie. ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Sam opis mnie nie zachwycił, ale recenzja już tak, z pewnością po nią sięgnę!

    Pozdrawiam
    ver-reads.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba czytałam coś podobnego. Bohaterowie książki, której tytułu nie pamiętam spędzili ze sobą noc, a potem spotykali się ze sobą tylko raz w roku, albo pisali. Dokładnie nie pamiętam, ale w pamięci utkwiło mi to, że irytowało mnie ich postępowanie przez co czytanie wcale nie było miłe.

    OdpowiedzUsuń
  5. Fabuła idealna na dłuższe wieczory, jednak muszę poczekać aż synek podrośnie bo teraz ciężko o 30 min spokoju ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawa recenzja, zachęca do przeczytania książki :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Koniecznie muszę sięgnąć po tę książkę ! Jako nastolatka często wyobrażałam sobie różne odrealnione sytuacje w tym stylu - że zostaję gdzieś zamknięta z jakimś tam wymarzonym "księciem z bajki" i mam tylko krótką chwilę na to, żeby zrobić na nim wrażenie i zapaść mu w pamięć ;) Takie tam głupiutkie mrzonki - ale jak widać nie ja jedna miałam takie rozkminy, skoro ktoś wpadł na pomysł tego typu książki ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam podobne odczucia :) Ogólnie książka urokliwa, wciągająca, świetna na wakacje, choć oczywiście nie było nie wiadomo jakich fajerwerków :)
    kraina-ksiazek-stelli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Dostałem propozycję zrecenzowania tej książki, ale odmówiłem i chyba nie żałuję :D

    Hubert z Thelunabook
    http://maasonpl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Chyba znalazłam książkę jakiej potrzebowałam - lekką, przyjemną, ale nie płytką :) Postaram się jak najszybciej ją zdobyć i przeczytać. Oh, nieźle się rozpisałaś ;)
    Bookie Pie - bo my kochamy książki i jeszcze ciastko do tego

    OdpowiedzUsuń
  11. Wydaję się ciekawą pozycją, zwłaszcza po Twojej recenzji. Chętnie ją przeczytam :)
    Pozdrawiam, maobmaze

    OdpowiedzUsuń
  12. Lubię historie związane z windą, choć sama nie chciałabym zostać w niej zamknięta nawet na chwilę :)
    Widzę, że tobie książka się podobała :)

    OdpowiedzUsuń